Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Baba z wozu, kołom lżej

18-10-2017 21:13 | Autor: Mirosław Miroński
Nie od dziś wiadomo, że przysłowia są mądrością narodów. Celne, często dosadne sentencje były weryfikowane przez wieki. Ludzie pamiętają je i powtarzają w kolejnych pokoleniach. Wykorzystują je używając ich w najróżniejszych sytuacjach, które przynosi życie, wzbogacając przy tym nasz język o dodatkowe walory. Przysłowia powstawały w skali wielu lat, przechodziły rozmaite przeobrażenia i modyfikacje.

Dzięki temu nie są jakimiś archaicznymi zwrotami, nieprzystającymi do dzisiejszych realiów. Przeciwnie, większość z nich nie tylko nie straciła na aktualności, ale znakomicie oddaje to, co dzieje się współcześnie.

Weźmy np. takie przysłowie – „Baba z wozu, koniom lżej”.  Odnotował je Salomon Rysiński herbu Ostoja znany też jako Rysinius Sarmata w swym słynnym dziele „Proverbiorum polonicorum Przypowieści polskie” – pierwszym zbiorze polskich przysłów (1618), zawierającym ich 1800. W dziele tym znalazły się również zagraniczne odpowiedniki. Powyższe przysłowie zostało umieszczone na pierwszej stronie sławetnego dzieła. Z racji tego, że wszystkie przysłowia są spisane w porządku alfabetycznym.

W wersji zapisanej przez Salomona Rysińskiego jest: „kołom lżej”, nie zaś koniom, jak to jest w dzisiejszej wersji. Widać, że wóz ceniono i troszczono się o niego bardziej niż o konie. Wóz (w ocenie chłopa) mógłby ucierpieć na skutek wożenia na nim baby lub bab. Nic dziwnego, że powożący zaprzęgiem chłop, który zapewne był pragmatykiem, wolał, żeby baba szła za wozem, a może nawet przed nim. W literaturze spotykamy podobne „praktyczne rozwiązania” podyktowane zdrowym rozsądkiem chłopa – m. in. u Zoszczenki, czy w dowcipach, kawałach i żartach szmoncesowych. Wspomniana „baba” przedstawiana jest jako zbędny balast, ale za to wytrzymała i potrafiąca dotrzeć do celu – na wozie lub poza nim. Tak, czy inaczej, niedająca się łatwo zbyć chłopu. A ostatecznie, to ona ugotuje chłopu strawę potwierdzając tym samym swoją znaczącą rolę w jego życiu, czy też innego mężczyzny.

Choć niektórzy (zwłaszcza niektóre panie feministki) w relacjach baby i chłopa dostrzegą pole do popisu, to okoliczności towarzyszące tym relacjom usprawiedliwiają nieszczęśnika. Jego postawa podyktowana jest koniecznością oszczędzania pojazdu,(a w kolejnej wersji przysłowia – także koni). Przecież gdyby cenny wóz zużył się czy rozleciał, albo konie się ochwaciły i padły, baba musiałaby pracować ciężej, żeby zarobić kolejny zaprzęg. Najpewniej, dobrze to rozumiała, więc potulnie schodziła z wozu. Może nawet wcale na niego nie wsiadała. Zresztą, po co miałaby się pchać na wóz? Żeby zaraz złazić? Przysłowie nic nie wspomina o tym, by brakowało jej rozumu.

Być może w głowach siedemnastowiecznych feministek (gdyby już wtedy takowe były) zrodziłoby się zasadne pytanie – a dlaczego nie odwrócić ról? Dlaczego to chłop nie zlezie z wozu, czy z woza żeby baba mogła jechać? Przyznam, że nie wiem dlaczego. Być może chłop powoził lepiej – stąd taki podział ról. Osobiście, uważam (obserwując „ekspansję” współczesnych kobiet), że są w stanie nauczyć się wszystkiego. Nawet tego, co do tej pory było wyłączną domeną mężczyzn.

Te, nieco przydługie dywagacje dotyczące przysłów mogą wzbudzić u czytelników podejrzenie, że moją intencją jest pisanie o babach, czy też kobietach w lekceważącym tonie. Nic bardziej mylnego. Jedne i drugie traktuję z należytą atencją. Niemniej jednak, wspomniana już baba będąca niepotrzebnym balastem (wypisz wymaluj) może się niektórym warszawiakom kojarzyć z konkretną osobą. Oczywiście, nie mam na myśli sprawującej od wielu lat swój urząd prezydent Warszawy. Skądże, takie porównanie jest tu całkiem nie na miejscu. Tym bardziej, że to prawdziwa dama, a nie żadna baba. I jak przystało damie pozwala się prosić, ale tych próśb nie spełnia. Nawet jeśli są to prośby o stawienie się przed komisją sejmową. Ba, pani HGW ma gest. Woli zapłacić niż wyjaśniać cokolwiek i tłumaczyć się przed jakimś „niekonstytucyjnym tworem” – jak twierdzi.

Wprawdzie jej partyjni towarzysze uznali, że wóz, którym jadą, albo mówiąc bardziej obrazowo – permanentnie przytapiana i znajdująca się coraz bliżej dna platforma lepiej sobie poradzi bez niej, jednak wspomniana „dama” wciąż trzyma się kurczowo stanowiska.

Osobiście, jako obywatel śledzący zapierające dech wydarzenia wokół komisji do spraw reprywatyzacji w Warszawie, wątpię, aby wyrzucenie kogoś mogło poprawić sytuację pozostałych. Ale o tym przekonamy się niebawem. Wprawdzie u niektórych pasażerów tonącej platformy odzywa się instynkt samozachowawczy. Wydaje się jednak, że na próby przetrwania w niesprzyjających dla nich okolicznościach już za późno. Wyrzucenie towarzyszki z sań uciekających przed watahą głodnych wilków niczego nie rozwiąże. Nawet jeśli jest to towarzyszka prominentna. Może stać się jedynie przekąską. Pościg będzie trwał nadal. Niezależnie od tego, czy „dama” będzie deklarowała, że nie zamierza kandydować do zarządu tej, czy innej partii.

Wracając do cytowanego na początku przysłowia - jest jeden logiczny powód, dla którego chłop mógłby nie chcieć pozbywać się baby z wozu – to jej wrzask. Być może chłop wie, że kiedy baba rozpuści język, w eter mogą popłynąć rzeczy, które wolałby zachować w tajemnicy.

Wróć