Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

MÓJ URSYNÓW – TO JUŻ CZTERY DYCHY

11-01-2017 21:08 | Autor: Wojciech Dąbrowski
Pamiętam ten entuzjazm: „150-tysięczny Ursynów zaczyna tętnić życiem. Trzy bloki już zasiedlone – takim tytułem na pierwszej stronie Express Wieczorny obwieszczał 9 stycznia 1977 roku początek historii nowego warszawskiego osiedla mieszkaniowego w paśmie Ursynów-Natolin.

Tydzień później otrzymałem pismo:

W imieniu Zarządu Spółdzielni Budownictwa Mieszkaniowego Politechnika uprzejmie zapraszamy na pierwszą biesiadę sąsiadów. W trakcie biesiady – poza wspólnym spożyciem tortów – przewiduje się wręczenie przydziałów uzgodnionych lokali oraz omówienie warunków współpracy z administracją osiedla. Biesiada odbędzie się w dniu 20 stycznia 77 (czwartek) o godz. 16 w biurze członkowsko-lokalowym Spółdzielni przy ul. Sobieskiego 18 / Nałęczowskiej 49 w Warszawie, gdzie nastąpi podpisanie protokołu zdawczo-odbiorczego i wręczenie kluczy do przydzielonego lokalu.

Klucze do własnego mieszkania! Wręczał je sam Prezes Stanisław Olszewski, wielce dla Ursynowa zasłużony. Cóż to była za radość! Od trzech lat pracowałem w Głównej Kwaterze Harcerstwa (jako ściągnięty z Krakowa kierownik Wydziału i członek Rady Naczelnej ZHP), wegetując w maleńkim służbowym pokoiku w Hotelu Tramp w gmachu Głównej Kwatery przy ul. Konopnickiej 6,  od dwóch lat z żoną szczecinianką i od roku z synkiem Piotrusiem.

Następnego dnia byliśmy już mieszkańcami bloku 753. W rodzinnym albumie zachowały się zdjęcia z pierwszych chwil po objęciu we władanie własnego królestwa. Adres, jak na matematyka przystało: Puszczyka Pi, czyli 3/14.

Pamiętam swoją pierwszą wizytę na Ursynowie po otrzymaniu decyzji o przydziale mieszkania, jesienią 1976 roku. Gnany ciekawością dobrnąłem jakoś ze Służewa w gumowych butach, bo bajora i błoto na placu budowy sięgały po kolana i tam, praktycznie na końcu świata, z trudem zlokalizowałem swój blok, a właściwie dopiero wylane fundamenty. A więc tu będę mieszkał? Nie przypuszczałem wówczas, że zakotwiczę tu na stałe.

Później jeździło się już autobusem linii 192 z Dworca Południowego (dziś metro Wilanowska) do pętli znajdującej się w miejscu, gdzie dziś stoi Megasam. Mój blok zbudowano po przeciwnej stronie.

Tuż obok w pierwszym zasiedlonym bloku przy ul. Puszczyka 5 (blok 752) zorganizowano na parterze wystawę – sprzedaż wyposażenia mieszkań. Organizatorzy (SBM Politechnika i Stołeczne Przedsiębiorstwo Handlu Wewnętrznego) postawili sobie ambitne zadanie: zapoznanie zwiedzających z produkcją przemysłu meblarskiego w Polsce, prezentację możliwości aranżacji wnętrz oraz ułatwienie zakupu mebli, co w owych czasach, gdy obowiązywały kolejki i zapisy, było wyjątkową okazją.

Jedyny sklep spożywczy znajdował się w szczerym polu, w budynku z czerwonej cegły przy ul. Barwnej 8 (zbudowanym jeszcze przed wojną przez dżokeja z pobliskiego toru wyścigów konnych, dziś mieści się tam Ursynoteka i Muzeum Juliana Ursyna Niemcewicza). Do Lasu Kabackiego wędrowało się polami, zamienianymi stopniowo w rozległy plac budowy. Rozrywek kulturalnych dostarczał Dom Rodzinny (Koński Jar 6) i osiedlowe klubiki integrujące sąsiadów. Potem pojawiły się Dom Kultury Stokłosy, Dom Sztuki na Jarach, Natoliński Ośrodek Kultury i DK Imielin. Miałem przyjemność być na otwarciu każdej z tych placówek i jestem ich stałym bywalcem.

To wszystko powstawało i zmieniało się na moich oczach. Przeżyłem tu zimę stulecia (1978/1979), budowę metra i alei KEN, wszystkie Dni Ursynowa pod Kopą Cwila. Jestem naocznym świadkiem, jak Ursynów zmieniał się przez 40 lat i piękniał z dnia na dzień. Widok z okna mam ciągle ten sam, tylko świerki i topole, których wtedy nie było, wyrosły przez te lata dorodne.

Z Ursynowem związałem się na dobre i złe. Jako instruktor harcerski i nauczyciel z powołania, marzyłem o szkole autorskiej, a tu właśnie powstawał pierwszy na Ursynowie Zespół Szkół Ogólnokształcących (początkowo istniały na Ursynowie tylko dwie szkoły elementarne z klasami I-III, nr 81 przy ul. Puszczyka 6, prowadzona przez Marię Zalewską i nr 303 przy ul. Koncertowej, prowadzona przez Danutę Kwaszczyńską). Ukończyłem więc Podyplomowe Studia Organizacji i Zarządzania, napisawszy pracę dyplomową na temat: „Koncepcja szkoły środowiskowej na osiedlu Ursynów Północny” i przedłożyłem ówczesnym władzom oświatowym Mokotowa. Projekt widocznie się spodobał, zyskał uznanie i akceptację, bo 1 kwietnia (to nie prima aprilis!) 1979 roku powierzono mi funkcję dyrektora szkoły. Nowoczesny jak na owe czasy obiekt szkoły podstawowej nr 305 przy ul. Dembowskiego 1 (dziś mieści się tam LXX LO im. Aleksandra Kamińskiego) był dopiero we wstępnej fazie budowy. Moim zadaniem było zorganizowanie szkoły, jej wyposażenie i skompletowanie kadry.

W tym okresie zdobycie czegokolwiek było wyczynem nie lada. Ale dzięki patronatowi Zjednoczenia Przemysłu Pomocy Naukowych szkoła została wyposażona imponująco. Otwieraliśmy ją z poślizgiem (20 października 1979), przez dwa miesiące dzieci uczyły się w osiedlowych klubikach i sąsiednich szkołach w Grabowie, Pyrach i na Mokotowie.

Warunki były trudne, na początku była tylko oddana część dydaktyczna i forum, przez kolejne dwa lata trwała jeszcze budowa stołówki i sali gimnastycznej, nauka była trzyzmianowa, kilkaset dzieci dojeżdżało nadal do innych szkół, przez dwa lata nie było telefonu i personelu pomocniczego (młodzież sprzątała sama), a mimo to daliśmy radę.

Był i teatr szkolny, i kino, sprawnie działający samorząd i harcerstwo, klasy sprofilowane i koła zainteresowań, imprezy artystyczne z udziałem mieszkających na Ursynowie gwiazd rozrywki (Maryla Rodowicz, Andrzej Rosiewicz) i zawody sportowe. Na pierwszej zbiórce w Lesie Kabackim (10 lutego 1980) powstała 277 Ursynowska Drużyna Harcerska, która po roku przyjęła imię Janka Bytnara Rudego, organizowała obozy i zimowiska. Jesienią powstała filia przy ul Cybisa (dziś szkoła nr 313 im. Polskich Odkrywców).

Wszystko to było możliwe dzięki wspaniałej kadrze pedagogicznej. Decydując się na objęcie szkoły, postawiłem władzom twardy warunek: kadrę będę dobierał sobie sam. Zawsze twierdziłem, że kluczem do sukcesu są niebanalne osobowości, nauczyciele, którzy potrafią realizować wizję szkoły, mają swoje pasje i potrafią imponować młodzieży. Na szczęście pozostawiono mi wolną rękę. Byliśmy wówczas jedyną szkołą, która miała własną komórkę kadrową, niezależną od kuratorium i Wydziału Oświaty. Przeprowadzałem coś w rodzaju castingu (wtedy jeszcze nikomu nie śniło się o takiej formie), wybierałem nauczycieli spośród kilkudziesięciu kandydatów, ale dzięki temu udało się skompletować wyjątkowy zespół. Wszyscy sprawdzili się, wyrośli z nich przyszli dyrektorzy szkół, metodycy, autorzy podręczników, wizytatorzy, pracownicy ministerialni, artyści. Sam byłem przez 4 lata członkiem Krajowej Rady Postępu Pedagogicznego przy ministrze oświaty.

Szkoła Podstawowa nr 305 z czasem przekształciła się w LXX Liceum Ogólnokształcące, ale wybrane przez młodzież imię Aleksandra Kamińskiego pozostało. Tradycję Kamyka wspaniale podtrzymuje do dziś moja następczyni, jedna z pierwszych znakomitych polonistek SP 305, Anna Szumiec-Mitera. Ze swej strony chciałbym wszystkim pionierom ursynowskiej oświaty serdecznie podziękować.

Ja sam przeszedłem do pracy w Telewizji Polskiej, na stanowisko zastępcy kierownika programów dla szkół i nauczycieli, realizując programy dydaktyczne i odpowiadając za NURT (Nauczycielski Uniwersytet Radiowo-Telewizyjny). Potem w latach dziewięćdziesiątych prowadziłem prywatne liceum na Mokotowie, ale z Ursynowem związany byłem cały czas. Po przejściu na emeryturę uczyłem przez 7 lat w Niepublicznym Liceum Ogólnokształcącym nr 61 im. Stefana Kisielewskiego – Przy Bażantarni, przez rok przemknąłem także przez Społeczne Liceum im. Parasola przy Hawajskiej. W Kamyku obchodziłem jubileusz 50-lecia pracy pedagogicznej.

Od 13 lat pojawiam się regularnie na łamach „Passy”, wcześniej pisywałem w „Paśmie”, a od pierwszego numeru w 1994 roku w „Południu” (gdy gazeta ukazywała się jako Głos Mokotowa, Ursynowa i Wilanowa). Byłem redaktorem, a przez pewien czas także zastępcą redaktora naczelnego ursynowskiego tygodnika „Sąsiedzi”, stworzonego przez nieodżałowanego Jacka Chudzika. W ursynowskiej prasie opublikowałem już łącznie ponad 1000 tekstów.

Przez 7 lat poprowadziłem 150 Spotkań z piosenką w Natolińskim Ośrodku Kultury (bliźniacza impreza w Krakowie przetrwała do dziś i w ciągu 16 lat przekroczyła liczbę 300 spotkań). Występuję od czasu do czasu w DK Stokłosy, gdzie powstał mój autorski program MKWD (Muzyczny Kabaret Wojtka Dąbrowskiego) i w Domu Sztuki, gdzie po moim koncercie z okazji 100. rocznicy urodzin Mieczysława Fogga w 2001 roku narodził się pomysł Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Retro im. Mieczysława Fogga, który organizuję już od 14 lat. Współpracuję także z Ursynowską Kluboteką Dojrzałego Człowieka i Fundacją Arkona (noszącą imię zmarłego przedwcześnie ursynowskiego poety Jarosława Zielińskiego), wydającą dla młodzieży pismo Las Kabacki i promującą twórczość uzdolnionej poetycko młodzieży.

Czy można się dziwić, że czuję się ursynowianinem z krwi i kości? I jak śpiewa Elżbieta Igras – „Kocham życie na Ursynowie”!

Wróć