Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Nasza mała ojczyzna o nim nie zapomni...

21-06-2017 20:01 | Autor: Andrzej Celiński
Pan Krzysztof Dziurdź. Właściwie Marian Krzysztof. Wszyscy znali Go jednak jako Krzysztofa, lub Pana Krzysztofa.

W wielkim mieście, na Ursynowie – dosłownie na Ursynowie, bo na stacji metra Ursynów, stworzył instytucję społeczną. Zadziwiającą, bo był to sklep z chlebem i ciastkami. Sklepik właściwie. Bez światła dziennego, w kącie, jak w jakiejś dziupli z betonu, wraz z zapleczem nie więcej, na oko, niż 28 metrów kwadratowych. Może nawet mniej. Kiedyś z ciekawością zajrzałem na to zaplecze. Do dziupli w dziupli. A tam ciasne biurko a nad nim tablica z przyszpilkowanymi fakturami, karteczkami, przepisami prawa. Poza tym stół do krojenia chleba, ciast i do pakowania. I skrzynki z chlebem.

Pan Krzysztof siedział tam na zapleczu tyle, ile musiał. Te papiery to był Jego obowiązek i odpowiedzialność. Misją było utrzymywanie tego całego interesu w stanie, jakby zależała od tego nie tylko Rodzina, ale i Ojczyzna. Kiedy uporał się z papierami, wychodził do klientów, pomagał , układał, sprzątał – zawsze poważny, skupiony. Niezwykle skromny z wyglądu i w zachowaniu, ale bił od niego autorytet. Wyglądał na starszego.

Odszedł nagle, 9 czerwca, mając 72 lata. Pożegnaliśmy Go tydzień później, w piątek 16 czerwca – rodzina, znajomi i garstka klientów, takich jak ja. W pięknym, zaprojektowanym przez profesora Marka Budzyńskiego parafialnym kościele Wniebowstąpienia Pańskiego na KEN. Geograficznie akurat pośrodku pomiędzy „Chlebakiem” a pracownią Twórcy Ursynowa. Pięć minut piechotą w jedną, pięć minut w drugą stronę. W 1973 rozmawiałem z Profesorem patrząc na wielkie płachty papieru z ursynowskim projektem. Zapytałem, gdzie kościoły. Wskazał palcem wolne od zabudowy place (fizycznie nie było tam chyba jeszcze żadnego budynku).  – Jak przyjdzie lepszy czas, tam one zostaną zbudowane – odpowiedział z taką pewnością, jakby ten lepszy czas dostrzegł przez okno jak nadchodzi. Jest coś wiążącego Profesora, ten kościół z jego wykraczającą poza normalną posługę duszpasterską misją kulturalną i społeczną pełnioną we właściwie zaprojektowanych salach i Pana Krzysztofa, członka i animatora tej parafialnej i ursynowskiej społeczności. Żegnaliśmy Go ze smutkiem, że tak szybko odszedł, ale i z wdzięcznością, że był i z podziękowaniem za to, w jaki sposób był pośród nas. Współtworzył tę ursynowską społeczność.

Był taki trochę niedzisiejszy ze swoją powagą i poczuciem odpowiedzialności. Zachodzę do „Chlebaka” prawie codziennie od lat – po chleb, ale i po trosze, by doświadczać szczególnej atmosfery tego sklepiku. Ciekawy kontrast: On zawsze poważny i skupiony. One: Żona (od może pół roku raczej w sklepie już nieobecna) i trzy wspaniałe kobiety tworzące ten zespół. Zawsze uśmiechnięte, życzliwe dla klientów i dla siebie wzajemnie. Tłok tam, ciasnota niemiłosierna – na maleńkiej powierzchni postanowiono mieć bardzo szeroki asortyment pieczywa i słodkości, nawet na wadze stoi zwykle pudełko z czymś aktualnie polecanym, które przy każdym kliencie trzeba unieść na chwilkę i z powrotem położyć,  w wąskim przejściu między ladą, szafą chłodniczą i szklaną ścianą stacji metra przeciskają się wychodzący i wchodzący – a One zawsze cierpliwie, życzliwe i uśmiechnięte. Także oczami, nie tylko profesjonalnie.

Pan Krzysztof stworzył mikroświat prawdziwie rodzinnego biznesu i jak w Paryżu, albo w niektórych dzielnicach Berlina czy Wiednia stworzył centrum społeczne okolic stacji metra Ursynów. Równie istotne jak inne centra kultury, z których jedno jest zresztą w najbliższym sąsiedztwie.

Pan Krzysztof przyjechał kiedyś gdzieś spod Konina (nie wiem tego na pewno, domyślam się), zakorzenił jak inni przybysze na Ursynowie i swoją pracą, osobowością, w której odpowiedzialność tak pięknie splotła się ze skromnością i prawdziwym szacunkiem dla każdego człowieka stworzył instytucję – nie waham się to powiedzieć – kultury dnia codziennego.

Niedzisiejszy trochę. Może jutrzejszy, kiedy może nadejdą lepsze czasy dla międzyludzkich relacji. Tacy ludzie jak Pan Krzysztof tworzą wspólnotę. Bardzo będzie Go nam brakowało.

OD REDAKCJI

Dziękujemy naszemu sąsiadowi z Ursynowa za wzruszające wspomnienie. W cokolwiek wynaturzonym świecie wielkiego miasta normalne, ludzkie zachowania, szacunek człowieka dla człowieka, witanie kogoś uśmiechem stają się stopniowo rzadkością. Dlatego z takim samym wzruszeniem, w zupełnie innej, nie tak dramatycznej sytuacji żegnaliśmy niedawno nie na zawsze, na szczęście zamykającą kiosk z gazetami przy ul. Bartoka panią Teresę Rutę, której skromna placówka stała się w ciągu kilkunastu lat malutkim domem kultury, miejscem sąsiedzkich spotkań, wymiany poglądów i na dodatek pomocy wzajemnej. Bez pani Teresy ulica Bartoka straciła niemal cały swój urok. Ale cóż, nic, co dobre, nie może trwać wiecznie. C'est la vie.

Wróć