Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Nawet szwedzki stół wszystkich imigrantów nie wyżywi

28-06-2017 22:23 | Autor: Tadeusz Porębski
Wiadomość z rannego serwisu wszystkich stacji telewizyjnych: "W rezultacie zakrojonej na szeroką skalę akcji ratunkowej u wybrzeży Libii uratowano ponad 5 tys. migrantów, jednak co najmniej 24 osoby poniosły śmierć – poinformował rzecznik włoskiej Straży Przybrzeżnej".

Takie newsy słyszymy kilka razy w tygodniu od ponad dwóch lat. Nic nie zapowiada, że najazd imigrantów i uchodźców na Europę szybko się zakończy. Szacuje się, że na nasz kontynent może wkrótce dotrzeć około 5 milionów przybyszów z Afryki i z Azji szukających tu schronienia, ale także lepszego życia.

Kryzys migracyjny w Europie rozpoczął się w 2015 r., ale już wcześniej systematycznie wzrastała liczba uchodźców i imigrantów przybywających na Stary Kontynent z zamiarem osiedlenia się. Po dwóch latach kryzys uchodźczy przybrał takie rozmiary, że zjawisko to jest największe od zakończenia II wojny światowej. W 2015 roku państwa członkowskie Unii Europejskiej otrzymały ponad 1,2 mln wniosków o azyl, ponad dwukrotnie więcej niż w roku poprzednim. Aż dwie trzecie azylowych wniosków złożono w Niemczech, Szwecji i Austrii. Główne kraje, z których napływali uchodźcy to Syria, Afganistan i Irak. Od stycznia do czerwca 2017 r. 71,9 proc. wszystkich uchodźców przybywających do Europy przez Morze Śródziemne to byli mężczyźni, 11,2 proc. to kobiety i 16,9 proc. to dzieci. Odnotowano wiele przypadków, że w fali uchodźców znajdowały się osoby powiązane z organizacjami terrorystycznymi, jak na przykład Państwo Islamskie czy Al-Kaida.

Trwa ogólnoeuropejska dyskusja na temat uchodźców, której najbardziej kontrowersyjnym aspektem jest terminologia. Słowa "uchodźca" i "imigrant" są stosowane zamiennie, ale różnica między nimi jest zasadnicza i to nie pod względem semantycznym lecz prawnym. Konwencja genewska, której sygnatariuszami są wszystkie kraje Europy, precyzyjnie określa status uchodźców – są to osoby, które  znalazły się poza granicami swojej ojczyzny ze względu na uzasadnioną obawę przed utratą życia bądź prześladowaniami. Żadne państwo nie może odmówić im rozpatrzenia wniosku o azyl. Nie wolno też takich osób odsyłać do krajów, z których przybyli. Natomiast osoby, których głównym motywem jest poszukiwanie lepszego życia, mogą być deportowane.

I tu dochodzimy do sedna sprawy: jak odróżnić uchodźcę od imigranta? Na Polskę, Węgry, Czechy i Słowację sypią się z Brukseli groźby, ponieważ kraje te nie zgadzają się na relokację uciekinierów. Solidarność unijna chyba nie polega na wspólnym płaceniu za ewidentne błędy kanclerz Angeli Merkel (Przybywajcie do nas!), czy G.W. Busha i Tony Blaira, którzy kłamiąc w żywe oczy o rzekomym posiadaniu przez Irak, rozpętali wojnę na Bliskim Wschodzie owocującą dzisiaj exodusem mieszkańców tego regionu. Załóżmy jednak, że przyjmiemy na siebie pokutę za cudze błędy, to równocześnie nie sposób nie zadać kluczowego pytania: co władze UE zrobiły, by wreszcie zahamować napływ na nasz kontynent milionów przybyszów z Afryki i z Azji, w tym z Nigerii, Ghany i Wybrzeża Kości Słoniowej? Pytanie jest zasadne: dzisiaj ustąpimy i zgodzimy się na przyjęcie kilku tysięcy uciekinierów, ale za rok czy dwa sytuacja może się powtórzyć, bo u wrót Europy stoi 6 milionów osób marzących o osiedleniu się na pławiącym się w luksusie kontynencie. I wówczas Unia ponownie zacznie naciskać na relokację, bo solidarność unijna zobowiązuje... Ple, ple. I tak co kilka lat.

Dlatego zanim UE zacznie straszyć sankcjami, powinna wcześniej opracować i wdrożyć w życie program zastopowania masowego napływu do Europy imigrantów poszukujących lepszego życia. Uchodźcy to osobna kwestia, niepodlegająca, zgodnie z konwencją genewską, żadnej dyskusji. Ale władze UE nie potrafią (nie chcą?) znaleźć potrzebnych narzędzi. A skoro tak, to Bruksela nie ma prawa stosować siłowych rozwiązań – naciskać, żądać i straszyć sankcjami. W połowie października 2010 r. kanclerz Merkel wyznała na spotkaniu z młodymi działaczami CDU, że polityka "multikulti" poniosła kompletną klęskę. Kanclerz stwierdziła, że teoria społeczeństwa wielokulturowego w praktyce nie sprawdziła się. Dotyczyć to ma szczególnie mniejszości muzułmańskiej. Taki sam pogląd wyraził Horst Seehofer, lider bawarskiej CSU, który powiedział, że imigranci z krajów arabskich i Turcji nie chcą się integrować. Seehofer dodał, że co czwarte morderstwo i co trzeci gwałt popełnia w Niemczech cudzoziemiec. Niemiecka policja boi się wjeżdżać do niektórych dzielnic zamieszkanych przez imigrantów.

Podobna sytuacja jest we Francji i w Szwecji. W szwedzkim Malmö od początku tego roku doszło do 11 strzelanin, w których trzy osoby zginęły, a czwarta walczy o życie. Oficjalnie nikt nie jest podejrzany. To się dzieje w Szwecji, która jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku była oazą spokoju, a w latach sześćdziesiątych powiadało się, że w Szwecji można przysnąć na ławce ze złotym zegarkiem na ręce bez obawy, że ktoś go ukradnie. Dzisiaj Malmö awansowało na drugie miejsce najbardziej niebezpiecznych miast Europy.

Znana jest historia amerykańskiego dziennikarza Tima Poola deklarującego wszem i wobec swoje proimigranckie poglądy, zaciekłego wroga rasizmu i ksenofobii. Pismak został zaproszony do Malmö w ramach eksperymentu przez jednego z popularnych blogerów. Podczas pierwszego pobytu na przedmieściach nie spotkało go nic złego, ale ktoś puścił plotkę o eksperymencie i dziennikarz dostał pogróżki, w których straszono go śmiercią, jeśli jeszcze raz pojawi się na przedmieściach. Zaryzykował i odwiedził suburbia po raz drugi. Najpierw był świadkiem wybuchu granatu, w którym ucierpiała jedna osoba, a następnie został zaatakowany przez miejscowych muzułmanów i musiał salwować się ucieczką. Po wizycie w Malmö Tim Pool całkowicie zmienił swój stosunek do imigrantów. W  jednym ze filmów ujawnił, że od swojego rozmówcy z grona szwedzkich muzułmanów dowiedział się, iż prawdopodobnie nawet 30 proc. tamtejszych wyznawców islamu wspiera ISIS.     

Napisałem w jednym z ostatnich felietonów, że za 20–30 lat na Odrze zostanie wybudowany wysoki mur, w rodzaju planowanego przez Trumpa na granicy z Meksykiem, za który będą uciekać ludzie z Zachodu pragnący ładu i spokoju. Już uciekają. Jest bardzo źle – mówią mieszkańcy Malmö

Sytuacja w Europie z dnia na dzień staje się coraz bardziej napięta. Budzą się rasizm i ksenofobia. A wszystko przez to, że Bruksela nie potrafi zapanować nad masowym napływem imigrantów do Europy i problem uchodźczy staje się niekończącą się opowieścią. To ludzi denerwuje, a zamachy terrorystyczne i powiększająca się liczba miast, w których nawet policja boi się wjeżdżać do pewnych dzielnic, potęguje poczucie zagrożenia. Mnie najbardziej irytuje uporczywe biczowanie polskiego rządu  za sprzeciw wobec przyjmowania w naszym kraju NAKAZANEJ przez Brukselę liczby uchodźców, o których nie będziemy wiedzieć, czy są uchodźcami,  imigrantami ekonomicznymi, czy też wyznawcami Państwa Islamskiego.

Ostatnio pan Jacek Pałasiński, komentator polityczny jednej z dużych stacji telewizyjnych, obwieścił, że "budowane są najbardziej wsteczne reżimy Europy środkowo – wschodniej" i że "społeczeństwa nierozważnie powierzyły władzę ugrupowaniom wstecznym". O jakich reżimach bredzi ten starzec? Czy reżimem może być rząd, który w demokratycznych wyborach osiągnął aż 37,58 proc. poparcie, jak PiS? A może dla Pałasińskiego wstecznym reżimem jest węgierski Fidesz – KDNP, który w demokratycznych wyborach w 2014 r. wziął aż 133 mandaty w 199–osobowym parlamencie? Widać siwe włosy wcale nie są symbolem mądrości, rozwagi i pragmatycznego myślenia. Niech sobie komentator Pałasiński plecie, co tylko mu ślina na język przyniesie, a ja nie chcę w Warszawie drugiego Malmö. I tyle.    

Wróć