Ustawa w zasadzie dopuszcza wycinkę drzew na prywatnych posesjach bez zezwolenia lokalnego samorządu, jak to było poprzednio. W efekcie dźwięk pił usłyszeliśmy w całej Polsce i już mnóstwo nawet bardzo wartościowych i grubych drzew wycięto w pień. Barbarzyńska niekiedy wycinka ruszyła również w Warszawie, a największe zdumienie wywołało skoszenie zieleni przed siedzibą władz Śródmieścia. Minister Szyszko pouczał media, że w wolnym kraju każdy ma prawo robić na działce, której jest właścicielem, co mu się tylko podoba i dodawał, że wbrew pozorom wycinka przyczyni się do... zwiększenia liczby drzew w skali kraju.
Rojenia ministra brutalnie przerwał prezes dominującej w Sejmie partii Prawo i Sprawiedliwość Jarosław Kaczyński, oznajmiając, że ustawę trzeba natychmiast zmienić, bo prowadzi do skandalicznych zdarzeń, a została najwyraźniej wymuszona przez jakieś lobby, któremu jest obojętna ochrona środowiska naturalnego. Zanim jednak ustawę się znowelizuje pod odpowiednim kątem, piły będą ostro pracować. Ścięcie drzewa wymaga najwyżej paru minut, wyrośnięcie do pożądanych rozmiarów musi trwać wiele lat, czego profesor Szyszko zdawał się nie rozumieć przed sporządzeniem ustawowego bubla.
Media tymczasem przypominają, że rada miasta przyjęła dwa lata temu program „Milion drzew dla Warszawy”. Trudno będzie ten program zrealizować, jeśli piły będą nadal szły w ruch.
Na zdjęciu widać ślady świeżej wycinki przy ul. Rzymowskiego, obok estakady w kierunku Marynarskiej. Drzewa wycięto tam w związku z planowaną budową hotelu.