Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wraca „lud pracujący miast i wsi”

28-06-2017 22:25 | Autor: Maciej Petruczenko
Nie byle jaką pracę wykonuje obecnie komisja weryfikacyjna do spraw reprywatyzacji, kierowana – nomen omen – przez wiceministra sprawiedliwości Jakiego. Chociaż jej praca jawnie podszyta jest polityką, służącą bez wątpienia kompromitowaniu przez partię PiS swoich poprzedników u steru władzy w Polsce, mimo wszystko prowadzi w dobrym kierunku. Przy czym mniejsze znaczenie ma to, że z powodu działań komisji najbardziej ucierpi ancien régime, bo jego przedstawicieli obecna władza wytyka palcami tak, jak zaraz po wojnie nowo narodzona władza ludowa wytykała przedwojenną sanację.

Jeszcze w listopadzie 2015 roku, gdy tygodnik „Passa” zapytał o plany PiS dotyczące zweryfikowania zbaczającej na fałszywy trop reprywatyzacji, jeden z prominentnych posłów owej partii zapewniał, że tym problemem zajmie się ona dopiero po przeprowadzeniu zasadniczych reform państwa, czyli w następnej kadencji parlamentu. Wszak idąc do wyborów PiS nie wypisało sobie hasła „Stop dzikiej reprywatyzacji” na sztandarach. Dobrze jednak, że wzięto się za to już teraz, chociaż pryncypialni prawnicy twierdzą, że co nagle, to po diable, że komisja weryfikacyjna narusza trójpodział władzy i że należałoby czekać na dalsze mielenie spraw w zawsze powolnych młynach sprawiedliwości – a wtedy wszystko byłoby cacy. No i na przykład niejaka Marzena K. dostawałaby kolejne miliony złotych imaginowanych odszkodowań – w całym tego słowa znaczeniu lege artis! Ja akurat uważam, że kto tak twierdzi, ten nie rozumie dawno już sformułowanego w prawie pojęcia, jakim jest stan wyższej konieczności. Gdyby zaś o ocenę dotychczasowych postępowań reprywatyzacyjnych poprosić kogoś z rdzennie warszawskiego lumpenproletariatu, ten w tonie dalekim od uczonych wywodów, rzekłby po prostu: na złodzieju czapka gore!

Uczony w Piśmie mędrzec żydowski z I wieku naszej ery – Akiba ben Josef, któremu obiegowo przypisuje się słynne stwierdzenie „wszystko już było”, a który nie pozostawił po sobie własnego piśmiennictwa, zapewne roześmiałby się tylko, widząc, co się dzieje z reprywatyzacją w Warszawie. Bo przecież w karuzeli dziejów zawsze jest tak, że władza przechodzi z rąk do rąk w związku z poszukiwaniem łupów, czyli dóbr materialnych, co podszyte bywa na ogół politycznym lub religijnym „ideolo” dla omamienia naiwniaków.

Obrady komisji Jakiego to jakby dwa w jednym, bo to jednocześnie spektakl teatralny i filmowy, w którym – o dziwo – część głównej obsady odmawia wykonania powierzonych im ról, a na plan pierwszy wybijają się dublerzy i suflerzy. Ponieważ chodzi o wielkie majętności, o wielkie pieniądze i o wielką odpowiedzialność, najsłodziej będą zapewne śpiewać ptaszki, które jeszcze nie trafiły do klatki, żeby za wszelką cenę się w niej nie znaleźć. Ciekawe jest na przykład to, że w warszawskim postępowaniu reprywatyzacyjnym powtórzył się znany jak do tej pory tylko z literatury syndrom „pisania do szuflady”. W tym wypadku pisali „do szuflady” nie jacyś wybitni literaci akurat, ale urzędnicy Ministerstwa Finansów, informujący stołeczne Biuro Gospodarki Nieruchomościami, które z nich zostały spłacone przez państwo tuż po wojnie. Tylko że te urzędowe pisma – dziwnym trafem – przetrzymywane były ponoć nie w biurkach autorów, lecz w szufladzie faceta barwnie teraz opowiadającego przed komisją o naciskach ze strony swoich przełożonych, którzy mieli domagać się jak największej liczby zreprywatyzowanych obiektów, tak jak różni policyjni komendanci i naczelnicy, co domagali się od podkomendnych nałożenia określonej puli mandatów.

Lubiący wywoływać sensacje i zawsze ostro wypowiadający się były burmistrz Ursynowa, a obecnie radny Warszawy Piotr Guział spontanicznie zareagował na fakt, że prezydent miasta Hanna Gronkiewicz-Waltz odmówiła stawienia się przed komisją. Jego zdaniem należy wzywać HGW na każde posiedzenie komisji, a za niestawiennictwo systematycznie karać grzywną. Guział, który – jak wiadomo – już dwa razy zainicjował referendum w sprawie odwołania pani profesor ze stanowiska liderki warszawskiego ratusza i za pierwszym razem był bliski osiągnięcia sukcesu, tak teraz mówi o krytykowanej przez siebie urzędniczce:

„Przez dziesięć lat bycia prezydentem Warszawy doprowadziła do dramatu czterdziestu tysięcy osób wyrzucanych na bruk. Jej polityka sprzyjała niejasnym powiązaniom i hochsztaplerom. Przyjęto szereg niezgodnych z prawem decyzji, na czele z Chmielną 70. Pani Hanna Gronkiewicz-Waltz początkowo broniła tej decyzji, później przyznała, że jednak nie dopilnowała sprawy” – oskarża Guział. 

Bogiem a prawdą, z reprywatyzacją (nie tylko w Warszawie zresztą) jest tak, że wszyscy mądrzy po szkodzie. Tymczasem w majestacie prawa przez wiele lat majętność państwową i komunalną najzwyczajniej w świecie wydzierali na zasadzie bezczelnego szabru  oszuści spod ciemnej gwiazdy, sprytni urzędnicy, a nawet... bogobojni skądinąd, ale, jak widać, równie chciwi zakonnicy.

A swoją drogą, proces reprywatyzacji stał się w pewnym sensie tłem ogólnopolskiego sporu ideologicznego, którego istotę w jakimś stopniu wskazał polemizujący z zastępcą naczelnego „Gazety Wyborczej” Jacek Karnowski na portalu www.wpolityce.pl:

 „Dziecko „Wyborczej”, czyli III RP – była krajem solidarności z małą grupą panującą. Nic jej nie wzruszało – ani padające fabryki, zamykane stocznie, głodowe pensje, ani milionowa emigracja, zapaść demograficzna, głodne dzieci. Żadne ofiary rozmaitych sitw i mafii nie mogły liczyć na wsparcie. Fabrykanci w XIX-wiecznej Łodzi mieli większe serca niż ludzie, którzy zbudowali i podtrzymywali chory system wyspowego dostatku i powszechnej biedy” – pisze z goryczą Karnowski. No i jakby nam zaczął powracać na tapetę wykreowany przez socjalizm PRL, a krzywdzony okrutnie przez kapitalistów  „lud pracujący miast i wsi”, o który – w oficjalnych deklaracjach – każda władza lubi się troszczyć.

Wróć