Pierwsze decyzja Marszałka szły w kierunku stawiania oporu zbrojnego sowieckiemu agresorowi na Serecie. Inne oddziały miały odchodzić na południowy brzeg Dniestru, zgodnie z dotychczasowymi zarządzeniami. Takie były rozkazy dla generałów znajdujących się w Tarnopolu: Kazimierza Fabrycego, Aleksandra Łuszczyńskiego oraz Bolesława Jatelnickiego.
W południe 17 września, po zorientowaniu się w szerokim rozmiarze agresji, Marszałek wydał rozkaz wycofania się na Rumunię lub na Węgry, z ograniczeniem walk z Sowietami tylko do odpierania ataków czy prób rozbrajania oddziałów. Archiwalna treść dyrektywy brzmi: „ Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrajania oddziałów. Zadania Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie przyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii. Naczelny Wódz.”
Zdaniem doc. Jerzego Łojka i red. Ryszarda Szabłowskiego, autora wartościowego studium „Wojna polsko - sowiecka” (Warszawa 1995), promowanej przez św. pamięci prof. Tomasza Strzembosza – rozkaz ten spowodował niewykorzystanie polskich oddziałów, znajdujących się po wschodniej stronie Wisły, do walki z Armią Czerwoną, dla zamanifestowania praw Polski do Kresów Wschodnich. Część oddziałów, ze względu na swoje położenie, nie mogła osiągnąć granicy z Rumunią i Węgrami. Szczególny zamęt spowodował rozkaz gen. Juliusza Rómmla, by wojska sowieckie traktować jako sojusznicze. Polska po 17 września mogła przez kilka dni stawiać skuteczniejszy opór Armii Czerwonej, fatalnie dowodzonej, pozbawionej należytego logistycznego wsparcia, odczuwającej brak paliwa i nowoczesnych środków łączności.
Jak w świetle „Dziennika Eugeniusza Kwiatkowskiego, zapisków obejmujących okres od lipca 1939 r. do sierpnia 1940” (Rzeszów 2003) wyglądała reakcja Marszałka Rydza Śmigłego na agresję sowiecką?
16 września, w atmosferze niesprawdzonych, optymistycznych wiadomości z frontu, Rada Ministrów, przygotowująca się do opuszczenia kraju i udania się do sojuszniczej Rumunii, dowiaduje się o ogólnym planie Marszałka: „Wszystkie aktywne armie mają ściągnąć na teren województw: stanisławowskiego, tarnopolskiego, wołyńskiego i częściowo poleskiego. Tu ma nastąpić długotrwała defensywa pozycyjna. Teren ten nadaje się dobrze do obrony przeciwlotniczej (częściowo górski i lesisty), może powstrzymywać, szczególnie gdy się zaczną deszcze napór broni pancernej. Za dwa tygodnie będziemy mieli do dyspozycji 500 nowych bombowców z Syrii, które Francja postawiła nam do dyspozycji. Wówczas, po przeorganizowaniu armii, zasileniu w sprzęt, po rozwinięciu akcji na froncie francusko-angielskim, możemy nawet rozwinąć ofensywę… Pan minister Becka stwierdził, że tu mamy najbardziej przyjazna granicę. Król wyznaczył generała Averesena jako gubernatora Czerniowiec, który ma z nami przyjaźnie współdziałać. Wyśle on swego stałego przedstawiciela do ministra Becka, a ambasador Rumunii zapewnił, że wszystkie dyspozycje ministra Becka będą wykonywane.”
Nazajutrz Prezydium Rady Ministrów o godzinie 10,00 dowiedziało się o przekroczeniu granicy przez oddziały Armii Czerwonej i o utarczkach z nimi Korpusu Ochrony Pogranicza i o tym, że oddziały te zmierzają do przecięcia drogi do Rumunii. Premier, gen. Felicjan Sławoj-Składkowski, po konferencji z Marszałkiem, w godzinach przedpołudniowych o godzinie 13.00 wydał instrukcje: „Rząd ma wyjechać natychmiast do wsi Czerchanówka i tam oczekiwać dalszych dyspozycji. O godzinie 14.00 wyjazd do Czerchanówki (5 kilometrów przed Kutami). Oczekujemy w lesie 5 godzin. Zebrało się wielu ministrów, wiceministrów i urzędników. Szosa zakorkowana samochodami w stronę Kut. Pan premier nieobecny... Budzi się fala krytyki. Atakowane jest naczelne dowództwo, że postąpiło w sposób nad wyraz lekkomyślny, rzucając wszystkie siły na bardzo długi i niedogodny front. Wiceminister Morawski informuje, że doradcy wojskowi francuscy mieli jakoby przed wybuchem wojny sugerować, by drugorzędne siły powstrzymywały napór wojsk niemieckich aż do Wisły, Bugu i Narwi. Tam należało zgromadzić armie i materiał wojenny. Za Wisłą w lasach magazyny i zapasy. Walka na krótkim froncie dałaby dużą siłę oporu i nie zezwoliła na porozrywanie armii na kawałki. Należało też niszczyć drogi komunikacyjne niemieckie oraz bombardować lotniczo miasta, tak jak Niemcy uczynili to w Polsce…Krytyka nie oszczędzała i rządu za zbyt szybkie wycofanie się. Wewnątrz rządu niezadowolenie, że obsługa informacyjna bardzo szwankowała. Niektóre resorty unoszą za sobą przyjaciół, i to gromady, a nie ludzi, którzy nadawali się do wydajnej i ofiarnej pracy... Posuwamy się małymi ruchami naprzód, w ciemnościach…Wielu wolałoby honorowo zginąć, niż przekraczać granicę Polski... O godzinie 24.00 jesteśmy na moście łączącym Kuty z Rumunią, ponad Czeremoszem. Nie można opisać tragizmu tej chwili.”
Pod datą 18 września Kwiatkowski notował: „Informacje z grup polskich. Około północy zajechał na most w Kutach samochód premiera Składkowskiego. Zbliżył się wyższy urzędnik rumuński celem powitania. Pan premier miał powiedzieć: „ Ja tu nic nie znaczę. Proszę przyjąć naczelnego wodza, który podjeżdża następnym samochodem”. Wysiadł marszałek Śmigły i oddał broń…Marszałek Śmigły jest ogarnięty pesymizmem. Rumuni utrudniają nam egzystencję i pracę bardziej, niż wymagała by tego ścisła neutralność. Rozdzielają nas. Pan prezydent Rzeczypospolitej ma być umieszczony w zarządzie domem koło Bacau, rząd w Slanic, a pan Marszałek wywieziony będzie do Craiovej około granicy bułgarskiej. Urzędnicy będą rozrzuceni w terenie, wojsko internowane, sprzęt zabrany. Lepiej byłoby ewakuować się na Węgry. Na moje zapytanie marszałek Śmigły odpowiada, że lotnictwo nigdy nie doszło do działalności na terenie Niemiec. Miał do wyboru: albo atakować lotniczo Niemcy, podobnie jak to czynili w Polsce, albo użyć je przeciwko wojskom zmotoryzowanym niemieckim. Wybrał tę druga decyzję.
Uważa, że młodsi oficerowie zawiedli, nie wytrzymując naporu niemieckiego. Wojska zmotoryzowane i bombowce zdemoralizowały armię naszą, natychmiast uczyniły wszelka komunikację i łączność niemożliwymi. Sowiety uczyniły opór niemożliwym. Wydał rozkaz, by z wojskami sowieckimi nie walczyć… Zmobilizowałem dla pana marszałka doraźnie 250 dolarów i 1000 lei. Otrzymałem pokwitowanie.”
Pod datą 22 września Kwiatkowski notował: „Ze sfer Ministerstwa Spraw Zagranicznych opowiadają (wiadomości od wiceministra Morawskiego), że w Bukareszcie do ambasady przybyła grupa polskich oficerów, zerwała portret marszałka Śmigłego, zdeptała go, nazywając marszałka dezerterem. Jakoby domagali się oni nieutrzymywania kontaktu z rządem.”
Na konferencji u premiera Składkowskiego w dniu 23 września postanowiono m. in. starać się o wyjazd marszałka Śmigłego do Francji dla odbudowy armii polskiej.
25 września, po analizie przyczyn klęski wrześniowej, minister Marian Zyndram Kościałkowski podsunął myśl, by po wojnie odbył się wielki publiczny sąd nad rządem i marszałkiem co do prawidłowości dyspozycji i zaniedbań w sprawie grożącej wojny. Natomiast minister Kasprzycki obarczył częściową odpowiedzialnością za przebieg kampanii wrześniowej wicepremiera Kwiatkowskiego za niedostarczenie armii odpowiednich środków finansowych.
Na posiedzeniu rządu w tym dniu minister Beck nie potrafił odpowiedzieć na pytania ministrów: Kwiatkowskiego i Poniatowskiego – jak należy ocenić politykę Sowietów wobec Polski i zarządzenia sowieckich władz na okupowanych na terenach okupowanych.
W dniu 27 września ministrowie dowiedzieli się, że w Kosowie na spotkaniu w dniu 17 września prezydenta, premiera, marszałka i ministra spraw zagranicznych Beck zaproponował marszałkowi udanie się droga lotniczą do walczących wojsk i ostro krytykował stosunki w rządzie po śmierci Marszałka Piłsudskiego oraz działalność Obozu Zjednoczenia Narodowego dlatego osobiście nie brał udziału w obradach rządu, wysyłając na nie Szembeka. Gdyby rząd i prezydent znaleźli się we Francji, sugerował natychmiastową zamianę rządu.
W atmosferze frustracji powstałej po klęsce wrześniowej coraz większa ilość piłsudczyków odsuwała się od marszałka. Na przykład Bogusław Miedziński stwierdził, że przegrał swoją współpracę z marszałkiem i dlatego wycofuje się z działalności politycznej i pragnie służyć jedynie w armii polskiej.
Relacje samego marszałka wskazują, że jego głównym celem po klęsce wrześniowej ,w tym po agresji sowieckiej, było utworzenie armii polskiej we Francji.
Według współczesnych badań prowadzonych przez Ryszarda Mirowicza, Andrzeja Kunerta, Ryszarda Szabłowskiego i innych kolegów marszałek długo się wahał czy opuścić terytorium Polski 18 września 1939 r., czy nie podążyć do wojsk walczących w okolicach Stryja pod dowództwem gen. Kazimierza Sosnkowskiego.
Na pierwszej nardzie w Kołoymyi z udziałem premiera i ministra spraw zagranicznych podjęto decyzje by z bolszewikami nie walczyć, kierować oddziały najkrótsza drogą do Rumunii i na Węgry. W wypadku sprzeciwy sowieckiego walką torować sobie nakazana drogę. Podjęto wówczas kontrowersyjną decyzję zwolnienia rządu rumuńskiego z sojuszniczego obowiązku wypowiedzenia wojny Związkowi Sowieckiemu i przeprowadzenia negocjacji z władzami rumuńskimi o przepuszczenie rządu i wojska do Francji . Na drugiej naradzie o godzinie 16,00, z udziałem prezydenta „Rydz Śmigły scharakteryzował sytuację jako beznadziejną i opowiedział się za wyjazdem z kraju prezydenta i rządu”.
Marszałek w Kosowie nie chciał przyjąć na rozmowę gen. W. Sikorskiego, ponieważ był uprzedzony przez wojewodę lwowskiego Alfreda Biłyka, że planuje on wspólnie z generałami Marianem Kukielem i Józefem Hallerem oraz z prof. Stanisławem Kotem, prof. Stanisławem Strońskim, Karolem Popielem i Zygmuntem Nowakowskim przejęcie władzy przy pomocy Francuzów. Drogą do tego miał być Komitet Ocalenia Publicznego, proponowany przez Sikorskiego.
W czasie pobytu w Craiovej Marszałek wystawił akt nominacji na dowódcę wojska we Francji dla gen. Stanisława Burchardta-Bukackiego, ówczesnego szefa Polskiej Misji Wojskowej we Francji. Nominacja ta pozostała na papierze.
W ostatnim rozkazie do wojska z dnia 20 września 1939 r. zaznaczył: „ Najazd bolszewicki na Polskę nastąpił w czasie wykonywania przez nasze wojska manewru, którego celem było skoncentrowanie się w południowo-wschodniej części Polski, tak, by mając dla otrzymania zaopatrzenia i materiału wojennego komunikację i łączność przez Rumunię z Francja i Anglią móc dalej prowadzić wojnę. Najazd bolszewicki uniemożliwił wykonanie tego planu…Trzeba zacisnąć zęby i przetrwać. Położenie się zmieni, wojna jeszcze trwa. Będziecie jeszcze bić się za Polskę i wrócicie do Polski przynosząc jej zwycięstwo.”
W nocy z 26 na 27 września odwiedziło go dwóch pułkowników – Tadeusz Zakrzewski, późniejszy uczestnik dyskusji w TMH i płk rez. Jan Kowalewski, celem uzyskania rozkazów dla walczącej Warszawy. Treść rozkazu, z datą 26 września, była następująca: „ Do Generała Dywizji Rómmla, Dowódcy Obrony Warszawy. Dziękuję Panu Generałowi oraz wszystkim podległym mu oficerom i żołnierzom za bohaterską obronę Warszawy. Warszawa winna się bronić tak długo, jak starczy żywności i amunicji.”
W rozmowie z płk Kowalewskim płk Zygmunt Wenda poinformował go o planach marszałka powrotu do kraju. Po otrzymaniu odpowiedniej fotografii marszałka, w ubraniu cywilnym, Kowalewski otrzymał polecenie przygotowania odpowiedniego dowodu osobistego na fałszywe nazwisko. Dwa dni po wizycie Zakrzewskiego i Kowalewskiego władze rumuńskie zakazały marszałkowi kontaktowania się ze środowiskiem polskim.
1 października 1939 r. Marszałek wysłał list odręczny do nowo mianowanego Prezydenta RP Władysława Raczkiewicza: „ Bardzo rad jestem, że właśnie na Pana spadł ten ciężki obowiązek. Ograniczam się do gorących życzeń, proszę o przyjęcie oddawcy tego listu. Pamiętajcie o wojsku tutaj i na Węgrzech. Przesyłam serdeczne pozdrowienia.”
14 października 1939 r. Marszałka wraz z otoczeniem przewieziono w Alpy Transylwańskie, do Dragoslavele. Tutaj 24 października otrzymał, utrzymany w serdecznym tonie, list od Prezydenta Raczkiewicza, zachęcający go do złożenia dymisji, podobnej do dymisji Prezydenta Mościckiego i gabinetu Składkowskiego, w interesie publicznym i osobistym Marszałka.
W odpowiedzi z 27 października Marszałek zaznaczył: „Wobec tego, że jestem internowany i pozbawiony wolności, składam funkcję Naczelnego Wodza do dyspozycji Pana Prezydenta.” Sam Marszałek uważał, że konstytucyjny akt mianowania nowego Wodza Naczelnego nie jest konieczny, tym bardziej, że armia nie jest jeszcze zorganizowana. Chodzi więc o osadzenie go w sytuacji kiedy nie może się bronić. W odpowiedzi Prezydent Raczkiewicz, 7 listopada, zaznaczył, że rozumie on bezbronność Marszałka, internowany i pozbawiony wolności nie może on pełnić swej dotychczasowej funkcji, ale po dymisji będzie miał prawo do obrony na przyszłość. Tegoż dnia Prezydent podpisał akt dymisji Śmigłego z funkcji Naczelnego Wodza i Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych i mianował na stanowisko Naczelnego Wodza gen. Sikorskiego.
Tego samego dnia w Marszałek, w liście do Marii Mościckiej, żony Prezydenta, przypuszczał, że przyjdą gorsze czasy, ale trzeba zacisnąć zęby i maluje sześć godzin dziennie chociaż deszcz i śnieg i szum przelotów dzikich gęsi.
9 grudnia 1939 r., w rozmowie z Melchiorem Wańkowiczem, dla jego „Panoramy losu ludzkiego” na pytanie, dlaczego opuścił kraj 18 września, odpowiedział emocjonalnie: „ Za nic na świecie nie chciałem się dostać do niewoli. Sądziłem, że wojska przejdą do Francji. Były nawiązane kontakty. Ach, ten nieszczęsny Dront de Passage”. Po całonocnej rozmowie z przyjaciółmi pod koniec grudnia 1939 r. mocno przygnębiony, ale pełen woli działania Marszałek powiedział, według relacji Sławy Wendowej: „ Niczego więcej nie pragnę, jak przejść ten mostek i pójść tam. W tym momencie skierował rękę na północ, gdzie kilkaset kilometrów dalej znajdowała się ciemiężona Ojczyzna.” Głębsze refleksje na temat stosunków polsko-sowieckich i agresji Sowietów na Polskę zawarł Marszałek m. in. w rozprawie napisanej nad Balatonem w Szantod pt.:
„ Czy Polska mogła uniknąć wojny?” Odpowiadał na to pytanie w 1939 r. Polska, nie chcąc stracić honoru, musiała przyjąć rozwiązanie wojny w obronie własnej niepodległości. Latem 1939 r. Polska nie mogła przyjąć propozycji sowieckich przemarszu Armii Czerwonej poprzez jej terytorium. We wrześniu, mimo przystąpieniu do wojny, alianci nie udzielili Polsce obiecanej pomocy”.
W raporcie napisanym w kraju po powrocie z Węgier, marszałek starał się udowodnić następujące tezy:
- Polska nie sprowokowała wojny;
- Nie mogła ustąpić niemieckim żądaniom;
- Zrobiła olbrzymi wysiłek, aby przygotować się do obrony;
- Pozyskała sojuszników najlepszych, jakich mogła, o dużym potencjale ekonomiczno-militarnym.
W relacji opublikowanej po wojnie przez M. Wańkowicza w jerozolimskiej „Na Straży” (nr 32. 1947) Marszałek oświadczył, że opuścił kraj ponieważ wierzył, że we Francji uda się odtworzyć armię polską. Poza tym chciał sparaliżować wysiłki opozycji, w tym także w kadrze oficerskiej, przejęcia władzy i dokonania osobistych porachunków. Uważał, że wojnę powinien doprowadzić do zwycięskiego końca ten rząd i ta władza, które były sygnatariuszami umów z Francją i Wielką Brytanią. Dramat marszałka Śmigłego a także jego następców generałów: Władysława Sikorskiego, gen Kazimierza Sosnkowskiego i gen. Władysława Andersa, polegał na tym, że Polska ze swym skromnym potencjałem obronnym nie mogła odgrywać podmiotowej roli w polityce europejskiej, a tym samym w wojnie światowej, zdominowanej przez interesy walczących mocarstw. Sojusznicy Polski, w imię tych interesów, określanych przez własne elity, często łamali podjęte wcześniej wobec Polski zobowiązania. Tak było we Wrześniu 1939 r. i w Powstaniu Warszawskim 1944 r., a później w Jałcie 1945 r. Marszałek żył w poczuciu odpowiedzialności za klęskę wrześniową, czekał w osamotnieniu na sprawiedliwą ocenę swych działań. Jego wiersze w czasie internowania i pobytu w Warszawie, są – jak pisze prof. Wiesław Jan Wysocki – swoistego rodzaju spowiedzią:
„O Boże, jeśli wina ciąży na mnie,
To niech Twa wola sprawiedliwość czyni.”
Fot. wikipedia