Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Trzęsienie ziemi na Służewcu

28-08-2024 20:25 | Autor: Tadeusz Porębski
W minioną niedzielę rozegrano na Służewcu kolejną edycję Dnia Arabskiego, którego tradycja sięga połowy lat 80. Daniem głównym jest gonitwa o Nagrodę Europy pod patronatem szejka Zayed Bin Sultana Al Nahyana, założyciela Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

W przeszłości w Dniu Arabskim gościliśmy na torze służewieckim świetne araby z zachodniej Europy, jak na przykład trenowane we Francji Muqatil Al Khalediah (rekordzista toru na 2600 m), francuskiej hodowli i holenderskiej własności Sartejano, wspaniały siwek Ameretto własności Manueli Daverio-Scharfenberg, dosiadany przez włoskiego dżokeja Mauro Manueddu, czy kolejny „Francuz” pięcioletni Ijram. W tym roku zachodni właściciele koni arabskich nie uznali służewieckiej Nagrody Europy za kuszącą propozycję finansową i nie przysłali swoich koni. Wszystkie 10 niedzielnych gonitwy rozegrano więc we własnym krajowym sosie, co jednych cieszy, ale innych martwi, ponieważ mamy kolejny dowód na to, że Służewiec traci resztki wyścigowego prestiżu w Europie. Bój o ponad 90 tysięcy zł nagrody za pierwsze miejsce w gonitwie głównej wygrał trenowany przez Macieja Kacprzyka czteroletni ogier Bad Guy Pompadour, bijąc Wielkiego Dakrisa ze stajni Adama Wyrzyka oraz faworyzowanego Storma `OA`, podopiecznego trener Cornelii Fraisl. W komentarzu należy podkreślić dużą formę koni arabskich trenowanych przez Andrzeja Laskowskiego. Na przestrzeni trzech ostatnich tygodni wygrały swoje wyścigi Sagheed, Love Me de la Cere, HM Chawlah, Aisha Al Shahania (dwa razy z rzędu), Fikrah oraz HM Barez. Jeśli dodać do tego nieoczekiwany triumf Neve, klaczy pełnej krwi angielskiej, należy uznać bilans startów koni tego trenera za imponujący.

To, że Służewiec w ostatnich latach schodzi na dziady widoczne jest gołym okiem w każdym elemencie jego działalności. Zmniejszono liczbę dni wyścigowych w sezonie z 56 do 46, a roczna pula nagród w wysokości 8,5 mln zł (nierewaloryzowana od 2008 r.!) godna jest biednego kraju afrykańskiego, bądź azjatyckiego, a nie dużego państwa zrzeszonego w UE. Zaplecze toru, czyli zrujnowany tor treningowy, sypiące się stajnie pozbawione toalet oraz najeżone wybojami lokalne ciągi pieszo – jezdne, to epoka króla Ćwieczka. Zgodnie z decyzją z 7 czerwca 1989 r. zespół torów wyścigów konnych na Służewcu został wpisany do Rejestru Zabytków m. st. Warszawy. Zabytkami są cały kompleks przestrzenny oraz wyznaczające go elementy. Po zmianie ustroju Służewiec, będący własnością Skarbu Państwa, przechodził ciężkie terminy, aż w 2008 r. został oddany w 30-letnią dzierżawę zamożnemu Totalizatorowi Sportowemu, spółce o znaczeniu strategicznym. W środowisku panowała euforia, tym bardziej że w 2017 r. TS uzyskał monopol państwa na prowadzenie działalności w zakresie gier liczbowych, hazardowych i loterii pieniężnych. Zdałoby się powiedzieć – idealny partner dla Służewca. Niestety, rychło okazało się, że dzierżawca toru i organizator gonitw nie potrafi zarabiać na hazardzie, który w przypadku Służewca można określić jako miękki hazard, czyli coś w rodzaju gry wiedzy pozyskiwanej z programu wyścigowego i innych źródeł.

Z czasem zabytkowy obiekt stał się przysłowiową kulą u nogi dla kolejnych zarządów państwowej spółki. Zrezygnowano z planów budowy hotelu (w miejsce zburzonego hotelu robotniczego), z budowy nowej siedziby TS oraz z wielu innych inwestycji. Z roku na rok zmniejszała się liczba widzów, a co za tym idzie wysokość pul w poszczególnych zakładach wzajemnych. Gra w konie na Służewcu stała się mało atrakcyjna, a proponowana przez organizatora gonitw oferta dziadowska. Zarządy spółki wybrały najprostszą drogę. Zamiast nauczyć się zarabiania na hazardzie, postanowiły zarabiać na wynajmowaniu zabytku na koncerty, masowe spędy i najróżniejsze eventy. Po objęciu państwa w pacht przez PiS wyścigi konne znalazły się na równi pochyłej i dołowały w nienotowanym dotychczas tempie. W 2018 r. mianowano na stanowisko dyrektora Oddziału Służewiec Wyścigi Konne człowieka, który mieni się być najwybitniejszym menedżerem w tej strefie klimatycznej. Jego sześcioletnia działalność na Służewcu dowodzi jednak, że jest wybitnym nieudacznikiem i grabarzem królewskiej dyscypliny sportu. Wściekłość środowiska wyścigowego osiągnęła apogeum w dniu 16 czerwca, kiedy pod wpływem nacisków i protestów trenerów, jeźdźców oraz właścicieli koni Komisja Techniczna zmuszona została do przerwania dnia wyścigowego po czwartej gonitwie i odwołania pozostałych biegów z powodu nieudolności osób odpowiedzialnych za prawidłowe przygotowanie bieżni, która w tym dniu była zbyt niebezpieczna dla koni i dosiadających ich jeźdźców. Niebezpieczeństwo upadku liczącej ponad 200 lat tradycji polskich wyścigów konnych dostrzegł wreszcie nowy zarząd TS. W miniony wtorek na Służewcu pojawiła się kadrowa spółki w towarzystwie dwóch prawników i niechlubna kariera nominata PiS, rzekomo najlepszego menedżera w tej strefie klimatycznej, została wreszcie zakończona. Po ruchach wykonanych we wtorek przez wspomnianą trójkę można domniemywać, że wypowiedziano mu umowę o pracę w trybie dyscyplinarnym. Opuszczał Służewiec jak przystało na najlepszego menedżera w tej strefie klimatycznej – na rowerze z torbą na plecach, ponieważ odebrano mu służbowy samochód.

W sobotę poprzedzającą Dzień Arabski dwóch członków zarządu TS – Mariusz Błaszkiewicz nadzorujący w spółce obszar finansów i inwestycji oraz Artur Kapelko, sprawujący nadzór nad działalnością Oddziału Służewiec Wyścigi Konne – zdecydowało spotkać się ze środowiskiem zrzeszonym w służewieckim stowarzyszeniu Turf Club. Prezes Błaszkiewicz obiecał m. in., że „dołoży w tym roku służewieckiemu oddziałowi 2 mln zł, a w następnym kolejne 2 mln zł”. Zebrani opacznie odebrali deklarację, tkwiąc w przekonaniu, że łącznie o 4 mln zł zostaną podniesione dwie kolejne roczne pule nagród. Jest to proceduralnie niemożliwe. Owszem, zarząd może dofinansować oddział wspomnianymi wyżej kwotami, ale mogą one zostać wydana jedynie na cel związany z marketingiem TS, a nie na podniesienie puli nagród. Aby 2+2 mln zł znalazły się w puli rocznej, musimy wrócić do rozwiązania, o którym pisaliśmy kilka miesięcy wcześniej. Prezes Polskiego Klubu Wyścigów Konnych (strona umowy dzierżawnej z 2008 r.) tworzy wspólnie z nowym dyrektorem oddziału Służewiec Wyścigów Konnych program naprawczy dla Służewca i wspólnie przygotowują aneks do umowy dzierżawy z 2008 r., w którym przedstawiają kolejne kroki związane z dofinansowywaniem rocznej puli nagród, jak również z jej rewaloryzacją. PKWK akceptuje program oraz aneks i zostaje on przesłany do zatwierdzenia zarządowi TS. Po ewentualnym zatwierdzeniu dokumentów przez zarząd TS prawdopodobnie powinni je dodatkowo parafować minister rolnictwa i minister aktywów państwowych. Dopiero wtedy, mając narzędzie uprawniające do wydania państwowych środków, zarząd TS może realizować postanowienia aneksu i podwyższać roczne pule nagród.

W trakcie sobotniego spotkania prezes Mariusz Błaszkiewicz przyznał, że jest strata 60 mln zł w działalności Oddziału Służewiec Wyścigi Konne TS. Nie przedstawił jednak struktury strat, czyli z czego one wynikły. Jako baczni obserwatorzy służewieckiej rzeczywistości jesteśmy przekonani, że straty spowodowane zostały przez nieudolność i rozrzutność byłego dyrektora, jak również dramatyczny wręcz przerost zatrudnienia, charakterystyczny dla nominatów z rekomendacji PiS. Poprzedni dyrektor toru ogarniał sezon liczący aż 56 dni wyścigowych ledwie dwudziestoma ludźmi personelu, jego następca zwiększył zatrudnienie do ponad 80 (!) pracowników, mimo że dni wyścigowych było o 10 mniej. I kto za to płaci? – pytał interlokutorów inż. Mamoń w kultowym „Rejsie” Marka Piwowskiego. Pan płaci, pani płaci, my płacimy… Społeczeństwo. Kto zostanie nowym dyrektorem Oddziału Służewiec Wyścigi Konne TS? Odpowiedź na to pytanie znajduje się w szufladzie biurka Rafała Krzemienia, prezesa zarządu TS. Jest to kwestia „być albo nie być” dla Służewca i polskich wyścigów konnych. Zbliża się bowiem październik i ustalanie przyszłorocznego budżetu dla służewieckiego oddziału, zbliżają się też wybory do Rady Polskiego Klubu Wyścigów Konnych, ciała opiniującego i doradczego Pawła Gocłowskiego, prezesa polskiego jockey clubu. Powołanie na dyrektorskie stanowisko kolejnego „spadochroniarza”, mającego dopiero dobre chęci uczenia się tematu „wyścigi konne w Polsce i na świecie”, byłoby wbiciem noża w plecy umęczonemu, zirytowanemu i oczekującemu zmian na lepsze środowisku wyścigowemu. Oczekujemy kogoś, kto temat „wyścigi konne w Polsce i na świecie” ma w przysłowiowym małym palcu.

Fachowiec na stanowisku dyrektora Oddziału Służewiec Wyścigi Konne to pierwszy krok w kierunku odnowy królewskiej i niebywale widowiskowej dyscypliny sportu. Kolejnym krokiem powinno być nominowanie do Rady PKWK (zgłoszenia kandydatów do 29.08.) osób faktycznie reprezentujących środowisko wyścigowe, o nieposzlakowanej opinii, niekaranych sądownie, czy za doping, bądź za niedopilnowanie koni przed podaniem im środków dopingujących, mających pojęcie o wyścigach konnych i nie mylących ich z zawodami jeździeckimi. Członkostwo w jockey clubie to nobilitacja, obowiązek bytności na wyścigowych mityngach oraz utrzymywanie bliskich kontaktów tak ze środowiskiem, jak i z organizatorem gonitw. Miejmy nadzieję, że pod rządami nowego dyrektora i nowego (od marca br.) zarządu TS zakończy się na Służewcu czas nieudolności, bylejakości, rozrzutności i wyścigi konne otrzymają życiodajny zastrzyk zaangażowania, rozsądku w działaniu, jak również środków gwarantujących ich rozwój.

Wróć