„Około 15 sierpnia przychodzi do baonu rozkaz gen. Bora wymarszu naszych oddziałów leśnych na pomoc walczącej Warszawie. Odprawiona zostaje msza św. polowa oraz spowiedź powszechna.” (Roman Mrozowski „Boruta”). „Tymczasem nasze patrole penetrują kierunki ewentualnego marszu, starając się jak najlepiej je rozpoznać i zdobyć wiadomości o rozmieszczeniu oddziałów niemieckich. Oczy wszystkich skierowane są w kierunku Warszawy. Niebo nad nami zaczyna ogarniać coraz głębsza czerń, ale nad stolicą jest ono tak intensywnie krwawe, że łuna bijąca od miasta sięga prawie nad Lasy Chojnowskie.” (Antoni Woszczyk „Tosiek”). „O zmroku żegnaliśmy Chojnów i odchodziliśmy, by ustawić się po raz ostatni zwartym czworobokiem za wsią, celem wysłuchania krótkiego rozkazu podpułkownika „Grzymały”, mówiącego o konieczności niesienia pomocy walczącej stolicy.” (Tadeusz Kubalski „Zbroja”). „Pułkownik „Grzymała” przeszedł przed nami wszystkimi, popatrzył na nas, pokiwał… Młodzi chłopcy, ale wszyscy, mówiąc prawdę nieuzbrojeni za solidnie.” (Stanisław Janiszewski „Wiewiórka). „Noc była jasna, więc kolumna posuwała się szybkim marszem, robiąc od czasu do czasu krótkie postoje dla odpoczynku. A gdy dotarliśmy wreszcie do Kabat i zagłębiliśmy się w las, każdy tak jak stał, układał się na ziemi, by trochę się zdrzemnąć i doczekać świtu.” (Tadeusz Kubalski „Zbroja”).
Nocny przemarsz kolumny powstańczej w nocy z 16 na 17 sierpnia na trasie ok. 12 km. z Chojnowa do Kabat, był dużym sukcesem, biorąc pod uwagę, że Niemcy bacznie obserwowali tereny otaczające stolicę. Pierwszy etap zakończył się pomyślnie. Tu w Lesie Kabackim oczekiwali na spodziewane zrzuty broni i wyposażenia, które miały dostarczyć alianckie samoloty. Okolica była w miarę bezpieczna, ponieważ już na początku Powstania powstańcy zebrani w gajówce i leśniczówce kabackiej dokonali brawurowego ataku i rozbili reflektor przeciwlotniczy, który miał pilnować nieba nad Lasem Kabackim. Strumień światła, jaki wytwarzał oświetlał lecące nocą samoloty i wskazywał cel dla dział artylerii przeciwlotniczej ustawionych w Wolicy.
Jeszcze przed wybuchem walk, przewidując sytuację, że alianckie samoloty będą nadlatywały nad Warszawę, Niemcy ustawili w Kabatach, na polu między obecnymi ulicami Relaksową, Kuny i Jeża, reflektor przeciwlotniczy, który był elementem obrony przeciwlotniczej miasta. Połączony kablem z agregatem prądotwórczym, mógł oświetlić cel oddalony o 8000 m. Obsługę urządzenia stanowiła siedmioosobowa załoga oraz dwunastu żołnierzy ochrony, dobrze uzbrojonych i wyposażonych.
W chwili wybuchu Powstania Warszawskiego stali się celem dla powstańców. Polacy zaatakowali w środę 2 sierpnia i po kilkugodzinnej walce odnieśli pełny sukces. Zniszczyli reflektor i zmusili Niemców do kapitulacji. Poddało się 17 żołnierzy niemieckich, a zginęło dwóch. Zginął też jeden powstaniec, Józef Karaszewski „Wicher”. Więcej o tym zwycięstwie pisałem w nr. 31 tygodnika PASSA z dn.03.08.2023 r.
Zniszczenie reflektora, oprócz sukcesu, jakim było zdobycie broni i podniesienie stanu moralnego powstańców, pozwoliło bezpiecznie odebrać zrzuty z pomocą dla Powstania, które w nocy 16 i 19 sierpnia przeprowadziły samoloty alianckie nad Lasem Kabackim, przy drodze, obecnie noszącej nazwę Trakt Leśny. Zaledwie ok. 1000 m od miejsca, gdzie stał wcześniej niemiecki reflektor. Zostały one w całości przejęte przez powstańców. Według zaleceń z Londynu, miejsce zrzutowiska było oznaczone przez trzy palące się stosy chrustu ułożone na kształt trójkąta, a do przyjęcia zrzutu była wyznaczona specjalna kompania. Zapowiedzią lotu była nadawana przez radio umówiona melodia.
„Na miejsce zrzutu wybrana została poręba na północ od leśniczówki. Godzina 23.15. Z daleka dochodzi głos ciężko pracującej maszyny. Wydaję rozkaz podpalenia stosów. Dla szybkiego rozniecenia ognisk podlewamy nafty. Po chwili nadlot. Daję znaki latarką elektryczną. W odpowiedzi samolot zapala lampy pod kadłubem i wyrzuca pierwszy zasobnik” (por. Stanisław Topór „Wróbel”). „Za trzecim podejściem nadleciał bardzo nisko i rozpoczął zrzucanie spadochronów. Naliczyliśmy ich siedemnaście. Były na nich zawieszone podłużne, blaszane, hermetycznie zamknięte pudła. Niektóre ważyły nawet do 100 kg i zawierały „Steny”, pistolety ręczne różnego kalibru, amunicję, opatrunki, czekoladę itp.” (Zbigniew Czarski „Bonarowicz”). „Nieraz trzeba było po drzewach się piąć, żeby ściągnąć spadochrony, które tam utkwiły” (Witold Cegieła „Tolek”). Mocny, jedwabny materiał z czaszy spadochronu szybko znalazł nowe zastosowanie. Powstańcy cięli go na onuce, a kobiety w Kabatach nosiły później uszyte z niego fartuchy.
Zawartość zasobników została rozdzielona między powstańców, którzy kwaterowali w lesie. Byli gotowi do walki, a główny problem czyli niedostatek uzbrojenia udało się rozwiązać zawartością zrzutów oraz bronią zdobyczną i wydobytą ze skrytek. ”W Kabatach dozbroiliśmy się odpowiednio, miałem już karabin i jeszcze pistolet, bo tam bardzo dużo amunicji było w lesie.” (Tadeusz Blejarski „Dąb”). „Najbardziej cieszymy się z granatów obronnych, które obok tradycyjnych sidolek własnej produkcji wydatnie zwiększają nasz stan posiadania.” (Antoni Woszczyk „Tosiek”).
„Dalsze przebywanie w Lasach Kabackich stwarzało jednak problem wyżywienia. Opuściliśmy więc zgrupowanie, wychodząc z lasu. Trafiliśmy do kilku zamożnych gospodarstw rolnych. W jednym z nich wypożyczyliśmy konia z furmanką. Mając pojazd, udaliśmy się w rajd zaopatrzeniowy. Ubrani byliśmy w jednakowe kombinezony, na rękawach widniały opaski biało-czerwone. Żywność zdobyliśmy szybko: mięso, tłuszcz, jarzyny w ilościach wystarczających. Zadowoleni udaliśmy się w drogę powrotną. Prowiant dowieźliśmy szczęśliwie do leśniczówki na skraju lasu, gdzie mieliśmy gotować posiłki.” (Zbigniew Czarski „Bonarowicz”).
W nocy z 18 na 19 sierpnia 1944 roku ok. 700 powstańców ruszyło z Lasu Kabackiego na odsiecz walczącej stolicy. Zamierzali najpierw związać walką jednostki niemieckie stacjonujące w Wolicy i Wilanowie, po to, by umożliwić przejazd wozów taborowych i kilkunastu koni wiozących specjalnie przygotowaną broń, amunicję i żywność dla walczącej Warszawy, które miały przejechać szosą od strony Powsina. Napotkali jednak silny opór Niemców, którzy znali, nadany drogą radiową, apel gen. Bora-Komorowskiego wzywający oddziały leśne na pomoc Warszawie i spodziewali się ataku.
Powstańcy szli przez Kabaty, obecną ulicą Trakt Leśny i Nowoursynowską, natomiast część wyszła z lasu w rejonie obecnej ul. Rybałtów. Za Parkiem Natolińskim zgrupowanie podzieliło się na dwie kolumny. Jedna kolumna, dowodzona przez kpt. Lucjana Dobaczewskiego „Korwina”, sformowana głównie z żołnierzy batalionu „Baszta”, miała przez Wolicę i Służew, przebić się na Mokotów. „Do Wolicy już niedaleko. Wtem gdzieś z pobliża bramy wiodącej do folwarku odzywa się karabin maszynowy. Dobiegamy do wioski. Rozlega się huk wybuchających granatów oraz strzały z broni ręcznej i maszynowej. Tymczasem walka zaczyna przybierać na sile. Teraz dopiero można zorientować się, jak wielu znajduje się tu Niemców. Ruszamy dalej, zbierając po drodze rannych. Sanitariuszki ściągają ich z pola obstrzału, ale trudno im w ciemności zakładać opatrunki. Obieramy kierunek na Ursynów. Niemcy zostali wokół zaalarmowani. Z klasztoru OO Dominikanów leżącego za Służewem co chwila wylatują rakiety, oświetlając teren. Postanawiamy pójść w kierunku Sadyby, ponieważ o przedostaniu się na Mokotów nie ma mowy. Po dojściu do miejsca, gdzie droga zbiega skarpą ku łąkom, zaczynamy schodzić w dół.” (Antoni Woszczyk „Tosiek”).
Natomiast druga kolumna powstańców, złożona w większości z żołnierzy batalionu „Krawiec”, zeszła pod skarpę przed wsią Wolica, w okolicy gdzie dziś biegnie trasa szybkiego ruchu S2 i skierowała się na Sadybę, podejmując podczas przemarszu próbę zdobycia pałacu w Wilanowie i sąsiednich budynków. Na polach między Wolicą a Wilanowem, tam gdzie obecnie jest Miasteczko Wilanów, rozegrała się bitwa, której powstańcy nie zdołali wygrać. Okopane i otoczone zasiekami z drutu kolczastego stanowiska artylerii przeciwlotniczej były śmiercionośną zaporą.
„Od strony skarpy strzeliły wyrzucone w górę rakiety. Przed nami rysowały się wały i umocnienia baterii. Oddzielały nas od nich rowy i jakieś druty. Za chwilę w naszą stronę amunicją smugową biły kaemy. Nad nami rwały się pociski granatników, a niemieckie działa, odwrócone w naszą stronę, strzelały kartaczami. Całe przedpole, oświetlone rakietami, zasypywane było ogniem broni maszynowej i granatami. Rowem melioracyjnym uchodziliśmy, by jak najszybciej znaleźć się poza zasięgiem rażenia pocisków. Z pola dochodziły wołania rannych o ratunek. Trzeba było szybko sprowadzać ich do rowu, bo ściągali na siebie i na nas niemiecki ogień.” (Tadeusz Kubalski „Zbroja”). „Jednego trafili, to mu nogę urwało. Właśnie sanitariuszki na nosze go wzięły, a ja słyszałem niemiecką komendę:Feuer! Feuer! Zaczęli walić granatami. Jak się rozerwał granat, to mnie przewrócił. Byłem cały pokrwawiony od upadku. Ruszam jedną nogą, drugą. Czułem żar na plecach i upadek, ale nogi chodzą, ręce chodzą, to się zerwałem i biegnę.” (Gasiuk Zygmunt „Słoń”).
Oddziały mieszały się, powstańcy w nocy gubili drogę, a wielu rannych pozostało nie zauważonych i niezabranych. Wielu też poległo. Nie powiodło się uderzenie na pałac wilanowski i sąsiednie budynki. Zginął też dowódca natarcia ppłk. Mieczysław Sokołowski „Grzymała”. Został ciężko ranny w Wilanowie, w rejonie obecnej ul. Vogla i mimo poszukiwań nie udało się go odnaleźć, a o świcie został dobity przez Niemców.
Do miasta przebiło się ok. 370 dobrze uzbrojonych powstańców. Część odsieczy z kpt. „Grzegorzem” i większość taborów cofnęła się z powrotem do Lasu Kabackiego. W tej sytuacji kpt. Marian Bródka-Kęsicki „Grzegorz” wydał rozkaz, by kto może, wrócił do domu z poleceniem przejścia z powrotem do konspiracji i oczekiwania na dalsze rozkazy. Jeszcze przez kilka nocy różne oddziały podejmowały próby przejścia z Kabat do Warszawy, w większości zakończone sukcesem, ponieważ tym razem przekradali się w mniejszych grupach i bez podejmowania walki. Inni pozostali w Lesie Kabackim, a potem przeszli do Lasów Chojnowskich, a następnie w Góry Świętokrzyskie.